Wiosna w Tatrach

Stefan Filipkiewicz, Wiosna w Tatrach, 1904 Wiosna w Tatrach
Stefan Filipkiewicz (1879–1944)

1904
olej, płótno
wym. 78 x 68 cm (w ramie 91 x 80 x 8 cm)
MNKi/M/1165

 

W zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach znajdują się cztery obrazy Stefana Filipkiewicza – martwa natura i trzy pejzaże, w tym dwa o charakterystycznej dla tego artysty tematyce tatrzańskiej. Urodzony w 1879 roku w Tarnowie malarz, uznawany jest za jednego z najbardziej utalentowanych uczniów mistrza polskiego pejzażu – Jana Stanisławskiego. W 1924 roku na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” pisano: „Filipkiewicz należy do nielicznych uczniów Stanisławskiego, którzy nie poprzestali na wskazówkach mistrza, rozwijając je i wzbogacając w sposób indywidualny. Wrodzona subtelność kolorystyczna, umiejętnie w okresie studiów skierowana, stała się podstawą tego rozwoju. Filipkiewicz nigdy nie powtarza raz zdobytych obserwacji i każdy jego krajobraz i martwa natura jest nowym czynem twórczym, a skala kolorystyczna jego obrazów tak jest szeroka, jak szeroką jest skala odmian polskiego krajobrazu i polskiego światła. Umiłowaniem Filipkiewicza są Tatry. Umie on odtworzyć zarówno niesłychaną czystość ich barwy w dni słoneczne, jak i subtelną szarość ich mgieł i nisko wlokących się chmur”.

Mogłoby się zdawać, że to Stanisławski zaszczepił w swym uczniu, podobnie jak w wielu innych, szczególny sentyment do najwyższych polskich gór. To on bowiem był tym, który w ramach zajęć, w kierowanej przez siebie katedrze pejzażu krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, zabierał swoich studentów na plenery nie tylko w najbliższe okolice grodu Kraka, ale również w Tatry. W przypadku Filipkiewicza fascynacja tatrzańskim pejzażem przyszła jednak wcześniej. Jej namacalnym dowodem był debiut wystawienniczy młodego, zaledwie 20-letniego, malarza w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie, jeszcze zanim w roku 1900 podjął on studia na krakowskiej uczelni. Filipkiewicz pokazał wtedy światu serię obrazów o tematyce tatrzańskiej. Te 21 pejzaży, może jeszcze niedoskonałych warsztatowo, zapoczątkowało górski etap jego twórczości, który trwał właściwie całe życie. Z czasem powstawało coraz więcej obrazów opiewających piękno Tatr, niektóre jeszcze w czasach akademickich, a niektóre nawet trzydzieści lat później. Realistyczne górskie widoki Filipkiewicza wielokrotnie nagradzano na prestiżowych wystawach w kraju i za granicą. Cieszyły się one wielkim uznaniem krytyki i dużym powodzeniem u publiczności. Artysta nieustająco wracał w góry i malował. Może dlatego, jak twierdzą niektórzy krytycy, u schyłku swej artystycznej działalności popadł w rutynę wynikającą z przywiązania do tych samych tematów. Nawet pobieżna analiza jego dzieł może skłaniać do przychylenia się do tej opinii. Jednak obraz, który stanowi przedmiot niniejszego opracowania, Wiosna w Tatrach, pochodzi z najlepszego okresu twórczości malarza, kiedy każda z powstających prac była dziełem doskonałym. Filipkiewicz nigdy potem nie osiągnął tak znakomitych efektów artystycznych.

W późniejszym okresie malarz pokazywał zwykle Tatry z dalszej perspektywy, z miejsc, do których łatwo było się dostać. Tu jednak młody artysta podjął wysiłek zbliżenia się do górskich grani, aby z bliska zaprezentować ich fragment. Gdzieś na szlaku do Doliny Gąsienicowej, może na zboczu Skupniowego Upłazu, najprawdopodobniej w okolicach Kozińca, pejzażysta rozłożył swe sztalugi, by uchwycić fascynujący widok na Mały Kozi Wierch, Świnicę i charakterystyczny Kościelec przesłonięty Kopą Magury. Obraz zbudowany jest strefowo, z doskonale zaznaczoną perspektywą powietrzną. Poszczególne partie gór ukazane są na kilku planach. Na pierwszym z lewej strony widnieje, szczególnie zaakcentowany i przyciągający wzrok, fragment zbocza. To ukośnie opadająca niewielka polana z dwoma karłowatymi iglastymi drzewami pokryta roztapiającym się śniegiem. Spod śniegu przeziera zgniła zieleń traw długo skrytych pod jego warstwą. Silnie zaznaczony jest kontrast między białymi połaciami i ciemnymi łatami zrudziałych porostów wyłaniających się spod topniejącej pokrywy oraz niewielkimi drzewkami, odbijającymi się od jasnego tła. Szczególnie w tej części obrazu widać ekspresyjny, śmiały sposób malowania. Mieniąca się wszystkimi odcieniami bieli farba jest nakładana impastowo, a tworząca nieregularne plamy gruba warstwa roztapiającego się w słonecznych promieniach śniegu jest namacalna. Dalszy plan wydaje się mroczny. Dolina tonie w cieniu. Ściana świerkowego lasu nie jest jednak jednolita. Poszczególne drzewa zostały wydobyte z płótna za pomocą faktury. Zaznaczone je grubo nakładaną farbą w ledwie odbijających się od tła kolorach. Przeważa tu ciemna zieleń, brąz i wpadający prawie w czerń granat. Od ciemnych barw wypełniających dolinę odbija się jaśniejszy obszar topniejącego śniegu zalegającego w zagłębieniu terenu, który, ponieważ pozostaje w cieniu, przybrał kolor jasnoszmaragdowy. (Na marginesie wspominając, tak się złożyło, że na tej samej ścianie w Galerii Malarstwa Polskiego i Europejskiej Sztuki Zdobniczej wisi niezwykłe dzieło Wyspiańskiego zatytułowane Skarby Sezamu, na którym tajemnicza otchłań ukryta w pradawnej puszczy pod korzeniami drzew otwiera się, kusząc tajemniczym światłem, o tej samej, co w tatrzańskiej dolinie, szmaragdowej barwie.) Zupełnie inaczej, zdecydowanie bardziej gładko, malowany jest jeszcze dalszy plan obrazu. Znajdujące się na nim ośnieżone szczyty, mienią się wszystkimi odcieniami błękitu i fioletu. Na wysokim horyzoncie poszarpane górskie granie ostro rysują się na rozświetlonym słońcem niebie. Ich kontury obrysowano żółtą linią, mającą podkreślać słoneczny blask opromieniający je od południowej strony. Królujące nad rozległym krajobrazem niebo nie jest błękitne, jak można by się spodziewać, lecz żółtawe, rozświetlone promieniami niewidocznego słońca, padającymi z niewysoka. Zostały one zaznaczone drobnymi uderzeniami pędzla i tworzą jakby poświatę słonecznej kuli ukrytej za kadrem obrazu. Słońce znakomicie wydobywa mocne kontrasty barw między blaskiem śniegu zalegającego na górskich szczytach, a głębokimi cieniami w partii lasu.

Obraz powstał wiosną, może nawet nie tak bardzo wczesną, jak mogłoby się wydawać, zważywszy, że śnieg w wysokich górach utrzymuje się zwykle znacznie dłużej niż gdziekolwiek indziej. Etap zimowo-wiosennego przesilenia zdaje się być ulubionym czasem artysty, który uważany był powszechnie za wirtuoza w malowaniu marcowego słońca, topniejących śniegów, budzących się do życia potoków. Ale nie tylko jego. W okresie Młodej Polski przedstawienia roztopów – momentu przełomowego dla natury, symbolizującego odnowę i nadzieję, momentu, w którym przyroda po raz kolejny odżywa – były bardzo modne i często powtarzane.

 

Odwilż w Tatrach

 

Stefan Filipkiewicz, Odwilż w Tatrach, 1904, Muzeum Narodowe w Krakowie

 Widok tatrzański

Stefan Filipkiewicz, Widok tatrzański, 1904, Muzeum Narodowe
w Warszawie

 

Zważywszy, że malarz wciąż podejmował się podobnych tematów, nie dziwi fakt, że wiele jego obrazów jest do siebie podobnych. W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie jest jednak dzieło niemal identyczne, jak to eksponowane w kieleckiej galerii. Widok tatrzański, bo pod takim tytułem widnieje ono w warszawskim inwentarzu, różnią od omawianego płótna niuanse kolorystyczne w niektórych partiach, dłuższe pociągnięcia pędzla, nieco inaczej nałożone plamy farby i złudzenie, że słońce silniej rozświetla odległe szczyty. Kielecki obraz jest sygnowany w prawym dolnym rogu St. Filipkiewicz. Na obrazie warszawskim, oprócz pełnego imienia malarza, poniżej widnieje jeszcze nazwa Zakopane i data 1904. Zapewne również Wiosna w Tatrach została namalowana w tym roku, tym bardziej że inny podobnie ujęty tatrzański pejzaż, tym razem ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, jest tak samo datowany. Malowanie tzw. kopii autorskich nie było w tym czasie zjawiskiem odosobnionym. Trudno jednak stwierdzić, który z obrazów namalowano wcześniej, albo który jest doskonalszy od drugiego, a co za tym idzie powstał zapewne w ramach ulepszania pierwotnej wersji. W tym wypadku obydwa są perfekcyjne.

Może dlatego, że jak w 1914 roku pisał na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” Artur Schroeder „widoki jego [Filipkiewicza] były naturą samą, odczutą sercem poety i widzianą okiem malarza, czułego na każdy odcień rozedrganego powietrza, którego jest tyle w jego obrazach”.

Oprac. Magdalena Silwanowicz

 

Bibliografia

Kozicki W., Stefan Filipkiewicz, „Sztuki Piękne”1926/1927, R. 3, nr 3, s. 92–96.

Król A., Pejzażyści Tatr, Sopot 2006.

Król A., Wiatr halny. „Krajowidoki” i wrażenia z Tatr w malarstwie polskim XIX i XX wieku, Szczecin 2006.

Niewiadomy G., Tatry i Skalne Podhale w malarstwie polskim 1836–1945, przewodnik po wystawie, Gdańsk 1990.

Powrót