Obiekt tygodnia
Św. Roch uzdrawiający chorych
Rafał Hadziewicz (1803-1886)
1854 (?)
Olej, płótno
62,5x50
MNKi/M/167
Choć liturgiczne wspomnienie św. Rocha przypada 16 sierpnia, to także 17 listopada Rochowie obchodzą imieniny. Solenizantów będzie zapewne niewielu, to popularne niegdyś imię nadawane jest obecnie znacznie rzadziej.
W zbiorach Działu Malarstwa znajduje się niezwykle interesujące przedstawienie św. Rocha uzdrawiającego chorych, namalowane przez Rafała Hadziewicza (1803-1886). Zanim jednak o samym obrazie, kilka słów o głównym jego bohaterze, bowiem jak w każdym przypadku, także i tu, życie świętego budowało późniejszą ikonografię, z niego też wynikały konkretne przedstawienia i towarzyszące postaci atrybuty.
Najstarszym źródłem opisującym życie świętego jest anonimowy Żywot spisany w I poł. XV w. we Włoszech. Nieco później, w 1478 r., Wenecjanin Francesco Diedo napisał Vita san Rochi, w którym prócz historii życia Rocha, znajdziemy również opis cudów, jakie działy się za jego sprawą. Według wspomnianych zapisów Roch urodził się w XIV w. (ok. 1345-50 r.) w Montpellier w Langwedocji, w długo bezdzietnym, ale bogatym małżeństwie. Wcześnie osierocony, rozdał swój majątek ubogim i udał się na pielgrzymkę do Rzymu. Po drodze opiekował się chorymi na dżumę, dokonywał też pierwszych cudownych uzdrowień. W drodze powrotnej do Francji sam zapadł na tę paskudną chorobę i nie chcąc zarazić nią innych ukrył się w lesie, lub jak podają inne opisy w grocie. Opiekował się nim, przynosząc codziennie jedzenie, pies. Kiedy właściciel zwierzęcia, jeden z bogatych patrycjuszy, odkrył całą sprawę przyjął Rocha pod swój dach. W nagrodę został przez niego nawrócony, zaś Rocha z jego choroby uleczył anioł. Wyruszył więc w dalszą drogę ku Francji, jednak w okolicach jeziora Maggiore pojmano go i osadzono w więzieniu pod zarzutem szpiegostwa gdzie spędził ok. pięciu lat, po czym zmarł. Tak pokrótce można opisać pełen przygód żywot Rocha, którego kult szerzył się od XV w., przybierając na sile w rejonach, które dotykała zaraza. Zgodnie z zapisanymi faktami św. Roch ukazywany jest często jako młody pielgrzym w łachmanach (ubóstwo), kapeluszu z szerokim rondem i pielgrzymim kijem, w scenach uzdrawiania chorych, lub jako dotknięty chorobą, pokazujący na nodze ranę wywołaną dżumą. Często, jako identyfikujący go atrybut, towarzyszy mu pies liżący rany lub z chlebem w pysku. Czasem towarzyszy mu też anioł.
Obraz z kieleckich zbiorów przedstawia wielopostaciową scenę rozgrywającą się na tle otwartej na daleki pejzaż architektury. W centralnej części namalował artysta sylwetkę świętego. Klęczy on z rozpostartymi rękami wznosząc ku niebu rozmodlone oczy. Z góry, spomiędzy pomarańczowych obłoków spływa na niego strumień światła symbolizującego boską emanację i podkreślającego, że każdy cud dzieje się dzięki ingerencji Najwyższego. U stóp podestu, na którym klęczy święty, namalowane zostały postacie przybyłych po uzdrowienie. Ukazane są one w niezwykle dynamicznych, wyrażających rozpacz pozach. Szczególną uwagę zwraca półnagie, blade dziecko spoczywające na kolanach matki.
Obraz nie był dotychczas datowany. Podczas prac przygotowawczych do planowanej na przyszły rok wystawy monograficznej R. Hadziewicza, odnaleziono identyczną, tyle, że monumentalną kompozycję w ołtarzu głównym kościoła pod wezwaniem św. Rocha w Jasienicy. Dzięki umieszczonej na nim dacie towarzyszącej sygnaturze - 1854, ten rok możemy w przybliżeniu uznać za czas powstania także obrazu z kieleckiej kolekcji, wysuwając jednocześnie przypuszczenie, że stanowił on studium przygotowawcze do jasienickiego ołtarza. Oba dzieła różni w znaczący sposób użyta przez artystę tonacja barwna. Obraz kielecki namalowany jest z przewagą ciepłych, brązowo czerwonych tonów, a zatopione w mroku sylwetki wydobyte są poprzez strumień spływającego spośród obłoków światła. W ołtarzu z Jasienicy uderza chłód użytych barw, obraz pozbawiony jest także tak sugestywnego i wiele mówiącego światła. Czy ostateczny efekt jest podyktowany gustem zleceniodawcy, czy też sam artysta zmienił w trakcie pracy nad dziełem koncepcję dotyczącą kolorystyki, nie sposób dziś odpowiedzieć. Niemniej zastawienie obu prac nie tylko osadza kielecki obraz w konkretnym czasie, ale pozwala też zaobserwować twórczy proces towarzyszący powstawaniu dzieł.
Oprac. Joanna Kaczmarczyk