Kobieta w czerwieni. Portret Marii Grossek-Koryckiej

Konrad Krzyżanowski (1872–1922)
Kijów, 1916
olej, płótno
74 x 66 cm
MNKi/D/1856

 

Krzyżanowski„Ale ją zawsze widują ludzie – po śmierci chodzi”

To wers z poematu Wieszczka Marii Grossek-Koryckiej, zapomnianej poetki, której wizerunek od kilku lat przyciąga wzrok zwiedzających w jednej z sal Galerii Malarstwa Polskiego i Europejskiej Sztuki Zdobniczej Muzeum Narodowego w Kielcach. Niewykluczone, że tak jak bohaterka jej poematu, literatka przechadza się po zmroku po galeryjnych przestrzeniach. Nawet, jeśli jednak nie schodzi ze swego portretu i tak zasługuje na to, aby poświęcić jej choć odrobinę uwagi, tym bardziej że przez pewien czas związana była z ziemią świętokrzyską i samymi Kielcami. „Jestem […] zrośnięta […] i z białą szosą kielecką, i z każdą sosną świętokrzyską” – pisała, przebywając daleko od kraju.

Polski historyk literatury, krytyk i publicysta Stefan Kołaczkowski stwierdził: „M. Grossek-Korycka była poetką, czerpiącą z zasobów fantazji i skarbów, ze swobodą urodzonych królów i władców”. Inny literat okresu międzywojnia Janusz Herlaine w pochwałach poszedł jeszcze dalej: „M. Grossek-Korycka jest nie tyle poetką, która słów dobiera, ale niepoślednim zjawiskiem poetyckim, rodzajem literackiej komety, która się zjawia raz na setki lat. Nikt prócz Wyspiańskiego nie osiągnął takiej skali muzykalności polskiego języka jak Maria Grossek”.

Wobec takich stwierdzeń fakt nieznajomości jej tekstów może wydawać się zawstydzający. Warto więc przyjrzeć się bliżej twórczości poetki, a wcześniej pochylić się nad jej niezwykłym dziełem, nie tylko przez wzgląd na portretowaną, ale również portretującego.

źródło: WikipediaMaria urodziła się w roku 1864 lub 1868 w Krakowie jako jedyna córka, wywodzącego się ze szlachty kresowej, prawnika Szczepana Nowickiego. Rodzina jej matki Marii z Zarębskich pomieszkiwała od wieków we Włoszech, więc w jej żyłach płynęła również włoska krew, co zaważyło z pewnością na jej charakterystycznej urodzie. Gdy była małą dziewczynką, wraz z rodzicami przeniosła się do Kielc, które potem wielokrotnie i z wielką sympatią wspominała. Tu, na jednej z miejscowych pensji, pobierała nauki, górując nad swymi rówieśnicami oczytaniem i erudycją, „bystrością umysłu i pogłębioną w rodzinnym domu wiedzą”. Jej rozliczne talenty były powodem, dla którego studiowała najpierw muzykę w konserwatorium warszawskim, następnie medycynę i matematykę w Petersburgu, a wreszcie filologię w Krakowie. Potem, jak pisał jeden z jej biografów, „wichura przeznaczeń pognała ją w poetyczną i barwną ziemię ukraińską”, gdzie uczyła ziemiańskie dzieci, aż do momentu, gdy poślubiła poznanego w sąsiedztwie właściciela ziemskiego A. Grosseka z Krzyżanówki. Jedyny syn z tego związku, podobno równie uzdolniony jak matka, zmarł w tragicznych okolicznościach, mając zaledwie 17 lat. To dramatyczne wydarzenie położyło się cieniem na całym dalszym życiu poetki. Wkrótce potem swą doczesną wędrówkę zakończył również mąż Marii, co skłoniło ją w 1908 roku do powrotu do Warszawy. Po powtórnym zamążpójściu wielokrotnie podróżowała do Włoch, gdzie zastał ją i zatrzymał na dłużej wybuch pierwszej wojny światowej. Wreszcie jednak wróciła do kraju, a zaraz potem znowu wyjechała na Ukrainę, gdzie spędziła kolejne lata, brylując w artystycznych kręgach kijowskiej Polonii. Kijów stał się jej domem w latach 1915–1918. To tam poznała Konrada Krzyżanowskiego, który zafascynowany jej twórczością, ale również osobowością, postanowił namalować jej portret, co mogłoby świadczyć o dość zażyłych stosunkach łączących tę dwójkę artystów. W tym okresie bowiem mało malował portretów na zamówienie, raczej uwieczniał rodzinę i przyjaciół.

Konrad Krzyżanowski nie tylko wielokrotnie gościł na Ukrainie, ale tam też się urodził w 1872 roku w Krzemieńczuku nad Dnieprem. Wychowywał się w Kijowie, gdzie rozpoczął swą przygodę ze sztuką w Szkole Rysunkowej Nikołaja Muraszki. Następnie studiował w Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, skąd został jednak wydalony z powodu konfliktu z rektorem. W roku 1897 wyjechał do Monachium studiować w prywatnej szkole malarstwa Simona Hollósy’ego, z którą udał się do węgierskiej Nagybánya, będącej znanym wówczas miejscem malarskich plenerów i siedzibą kolonii artystów. W roku 1900 osiadł w Warszawie, gdzie wraz z Kazimierzem Stabrowskim założył prywatną szkołę malarską, którą prowadził przez cztery lata. W latach 1904–1909 był profesorem Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie. Doskonale odnajdywał się w twórczym środowisku z kręgu czasopisma „Chimera”, przyjaźniąc się między innymi z Zenonem „Miriamem” Przesmyckim i Stanisławem Przybyszewskim. Ciągnęło go jednak w rodzinne strony, które wielokrotnie odwiedzał podczas licznych podróży artystycznych. Po wybuchu pierwszej wojny światowej przebywał na Wołyniu oraz u krewnych na Polesiu. W roku 1916 znalazł się w Kijowie, a w latach 1917–1918 był profesorem malarstwa w tamtejszej Polskiej Szkole Sztuk Pięknych.

Portret był gatunkiem malarstwa, który Krzyżanowski preferował i w którym osiągnął niezaprzeczalne mistrzostwo. Malarz potrafił w oryginalny sposób wydobyć nie tylko rysy portretowanych, ale także ich osobowość. Fascynowało go życie wewnętrzne przedstawianych na płótnie postaci. Był przy tym bardzo biegły technicznie. Ekspresyjną kreską tworzył niezwykłe dynamiczne obrazy, a nakładając farby szybkimi pociągnięciami pędzla, często świadomie nie wykańczał niektórych ich partii. Nie przywiązywał uwagi do detali stroju i fryzury czy też tła, na którym umieszczał modeli. Najbardziej istotna była twarz, a w niej oczy, które odbijały kłębiące się we wnętrzach portretowanych uczucia.

Portrety malowane przez Krzyżanowskiego zwykle były monochromatyczne. W pierwszym okresie twórczości gama barwna zredukowana była niemal wyłącznie do czerni i brązów, wzbogaconych o kontrastowe efekty światła i cienia. Potem pojawiały się inne stonowane kolory: szarości, brudne biele, brunatności. W omawianym obrazie dominująca barwa to czerwień. Biorąc jednak pod uwagę osobowość modelki, nie powinno to dziwić. W momencie, kiedy portret powstawał Maria Grossek miała około 50 lat. Trudno określić jej wiek z większą dokładnością ze względu na dwie znane ze źródeł daty urodzenia. Mimo że na jej twarzy widać upływ czasu, sprawia wrażenie młodej. Pociągłe, jasne oblicze, okolone długimi ciemnymi, rozpuszczonymi włosami przewiązanymi na czole czarną opaską, odbija się od ciemnego, utrzymanego w monochromatycznym tonie, tła. Spod mocno zarysowanych czarnych brwi spoglądają na widza smutne, ciemne oczy o lekko opadających w dół powiekach. Wydaje się, że czai się w nich nie tylko zaduma, ale i przygniatający smutek. Na regularnie wykrojonych pełnych ustach nie ma nawet cienia uśmiechu.

Krzyżanowski był doskonałym obserwatorem. Zafascynowany osobowością swej modelki próbował ją zgłębić, aby wydobyć to, co ukryte – charakter portretowanej, który wydaje się narzucać mu odpowiednie środki wyrazu. Aby podkreślić indywidualność postaci, artysta porzucił utarte schematy, według których dama z towarzystwa powinna być odpowiednio ubrana i uczesana. Strój poetki z całą pewnością nie jest typowym strojem kobiety z wyższych sfer z początków XX stulecia. Jeszcze mniej typowa jest fryzura, tak różna od precyzyjnie upinanych koków. Wygląd modelki sugeruje, że właśnie wyszła ona z buduaru. Wrażenie to potęguje kolorystyka obrazu – zarówno schematycznie naszkicowany ubiór, jak i równie niedbale potraktowane tło w formie spływającej w fałdach kotary są utrzymane w ciemnoczerwonej barwie. Wydaje się, że poetka dość swobodnie czuła się w towarzystwie brylującego w artystycznych kręgach Kijowa malarza. Na pewno wiele ich łączyło. Obydwoje byli ludźmi pasji oraz wiele podróżowali, stykając się z nowatorską sztuką europejskiej awangardy. Obydwoje podążali własną ścieżką, kierując się instynktem. Nic dziwnego, że zrodziła się z tego wzajemna fascynacja. Krzyżanowski namalował literatkę z charakterystycznym dla siebie rozmachem, szybkimi, energetycznymi uderzeniami pędzla, po raz kolejny demonstrując zamiłowanie do swobodnej, pełnej dynamiki, niekiedy brawurowej techniki malarskiej i śmiałych efektów fakturalnych. Na koniec u dołu płótna złożył swój podpis, poprzedzając go dedykacją: „Wielmożnej Pani Marji Grossek / na pamiątkę”.

Dzięki uprzejmości prywatnych właścicieli płótna, którzy przekazali je Muzeum Narodowemu w Kielcach w długoletni depozyt, każdy zwiedzający kielecką galerię może spojrzeć w smutne oczy poetki. Wśród muzealnych gości znajdą się z całą pewnością nie tylko ci, którzy po raz kolejny docenią kunszt wielkiego malarza, ale również i tacy, którzy sięgną po zapomniane teksty mistrzyni słowa, porównywanej ze Stanisławem Wyspiańskim.

 

Oprac. Magdalena Silwanowicz

 

Bibliografia

Grossek-Korycka M., Wieszczka. Poezje, Warszawa 1929.

Kirkow W., Z walk ducha, w: Grossek-Korycka M., Z krainy piękna, Warszawa 1929.

Skalska-Miecik L., Konrad Krzyżanowski 1872–1922. Wystawa monograficzna, Warszawa 1980.

Skalska-Miecik L., Konrad Krzyżanowski, Warszawa 1985.

Treter M., Konrad Krzyżanowski, Warszawa 1926.

Powrót