W pobliżu rzeki Nidy znajduje się rozlewisko nazywane przez lokalną społeczność Płytem. Tajemnicze jeziorko jest pozostałością po dawnych bagnach i mokradłach, które otaczały miasto, czyniąc je warownym.
I jak to z legendami bywa ich wersji jest wiele. Jedna z nich podaje, że podczas wiosennych odwilży czy po intensywnych deszczach wzbierająca woda utrudniała mieszkańcom okolicznych wsi dotarcie do kościoła, czy chociażby na targ, który odbywał się w czwartki. Zniechęceni mieszkańcy coraz rzadziej uczęszczali na mszę, czego skutkiem był pusty kościół. Faktem tym martwił się wiślicki proboszcz. Zatroskany coraz mniejszą liczbą wiernych pewnego razu po zakończonych nieszporach usłyszał za pobliską dzwonnicą niewytłumaczalne dźwięki. Odkrył, że były tam dwa czarty, które radowały się z problemu duchownego i jego parafian. Nie raz się jeszcze zdarzyło, że psotniki dokuczały księdzu, przeszkadzając mu swoim śmiechem w prowadzeniu liturgii. Na krótko bowiem działała woda święcona, po którą ksiądz sięgał, by odstąpiły.
Fot. Panorama Wiślicy od strony zalewu Nidy
Zdenerwowany proboszcz w końcu zagroził im rzuceniem na nie klątwy. Złe duchy wystraszone prosiły o litość. Z czasem doszło do ugody. Duchowny postawił jednak warunek – zrezygnuje z zapowiedzianej kary, gdy czarty zbudują drogę przez mokradła. Zniosą z pól kamienie, głazy i stworzą groblę, czyli wał ziemny utrzymujący wodę w sztucznym zbiorniku np. stawie czy kanale, tak by mieszkańcy mogli przejść suchą nogą. Jednak i czarty miały swoje do powiedzenia i oznajmiły kanonikowi, że owszem zbudują wspomniane przejście, ale ten, kto pierwszy przez nie przejdzie, będzie ich własnością duszą i ciałem. Uczony kanonik przystał na to, wierząc, że uda się mu je przechytrzyć. Psotne duchy pracowały w dzień i w noc, zbierając kamienie i kawałki krystalicznego gipsu, aż w ciągu tygodnia przejście było gotowe.
I tak w pewne niedzielne przedpołudnie na zbudowaną kamienistą dróżkę wjechała furmanka, wioząca rodziców, chrzestnych i małe dzieciątko do chrztu. Proboszcz, słysząc skrzypiące odgłosy wozu, zaczął modlić się do Pana Boga, by ten uchronił niewinne dziecię i jego opiekunów od zapowiedzianego nieszczęsnego losu. Wtem na drogę przed furmankę wyskoczył chłopski pies nazwany Cuckiem. I jego to czarty pochwyciły w ręce i wrzuciły w toń wody. Kundelek parskał, prychał, aż w końcu dopłynął do suchego brzegu i tam, schowawszy się w trawie, szczekał na swoich prześladowców do momentu ich zniknięcia. Dzielny pies dołączył do furmanki, która mijała już bezpiecznie rogatkę miasta.
Tajemnicze jezioro Płyt w Wiślicy