Odkrycie płaskorzeźby związane jest z rozbiórką XII-wiecznej kolegiaty romańskiej. Wydobyty z krypty w XIV wieku nagrobek figuralny wmurowano w górną partię fasady nowo wznoszonej kolegiaty gotyckiej, gdzie w półzamkniętym okienku wisiała do 1964 roku. By wytłumaczyć, jak płyta zawisła na kościele, zaczęto w XVIII wieku głosić opowieść, którą skrzętnie zanotował Julian Ursyn Niemcewicz. Mieszkańcy opowiadali mu, że historia ma związek z budową gotyckiego, istniejącego do dziś, kościoła. Król Kazimierz Wielki, jego fundator, prace przy budowie sumiennie nadzorował.
Pewnego dnia dopatrzył się uchybień w konstrukcji świątyni i nieprawidłowych jej proporcji. Monarcha, znany z gwałtownego usposobienia, wpadł w silny gniew i rozkazał budowniczego świątyni stracić na stryczku. Osoba, która miała wykonać rozkaz, doradziła jednak skazańcowi, by ten w kamieniu wyrzeźbił swój wizerunek i następnie wmurował go w ścianę kościoła. I ten tak uczynił. Następnego dnia król bardzo żałował swojej pochopnej decyzji i wypytywał o budowniczego. Oznajmiono mu, że ten wisi na kościele i pokazano mu umieszczoną w skarpie kolegiaty rzeźbioną postać. Władca, ucieszony takim rozwojem sytuacji, darował winę budowniczemu. Z czasem w podaniach pojawiały się nowe, bardziej szczegółowe informacje. I tak na początku XX wieku można było poznać jego imię. Miał być nim Lic, który bez wiedzy króla wybudował pośrodku świątyni trzy kolumny, zasłaniające główny ołtarz. W połowie XX wieku inne podanie głosiło, iż architekt narazić się miał władcy źle wzniesionym dachem kościoła.
Fot. Płyta z romańską płaskorzeźbą tzw. ,,wisielca” w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach
Bibliografia: