Doszliśmy miejsca, kędy fala dudni
W niższego kręgu pędząc zakamary,
A huczy jak ul, skoro się zaludni.
Wtem my znienacka ujrzeli trzy mary,
Jak zostawiwszy w tyle jedną zgraję
Uciekającą pod ostrymi żary,
Biegły, gdzie owe szumiały ruczaje.
»Czekaj, żeś z naszej bezbożnej ojczyzny«,
Wołały duchy, »po sukni poznaję!«
Aj, jakie rany i oparzelizny
Świeże i dawne po ich członkach broczą!
Strach przypominać przeokropne blizny.
A Wódz spostrzegłszy, że wprost ku nam kroczą,
»Czekaj!« rzekł, stając i zwracając twarzy:
»Tych przyjąć trzeba cześnie i ochoczo.
I gdyby nie ten ogień, którym praży
Przyroda miejsca, winien by człek grzeczny
Pierwszy biec witać takich luminarzy«.
Wtem oni lament swój podnieśli wieczny,
A skoro do nas podeszli, o dziwo,
Spletli się i krąg stworzyli taneczny.
Jako więc nadzy i lśniący oliwą
Szermierze krążą, upatrując pory,
Zanim rozpoczną walkę zapalczywą,
Tak się toczyły kołem dziwne stwory,
A twarze ciągle obracane wsteczą
Zda się z nogami wiodły przekomory. (...)
Alighieri D., Piekło (Pieśń 16 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.