W życia wędrówce, na połowie czasu
Obrawszy błędne manowców koleje,
Pośród ciemnego znalazłem się lasu.
O, jakże ciężko wysłowić tę knieję,
Te puszcz pustynnych zaciernione dzicze!
Kiedy przypomnę, dusza mi truchleje. (…)
Nie wiem, jak w one zaszedłem dzierżawy,
Bo mną owładła senność jakaś duża
W chwili, gdy drogi zaniechałem prawej.
Gdym jednak przybył do góry podnóża,
Którą zaparty owy wądół kona,
Skąd się, jak rzekłem, taki strach wynurza,
Podniósłszy głowę, widzę, że ramiona
Góry już swemi promieniami stroi
Gwiazda wodząca tu ziemskie plemiona. (…)
Wtem tam, gdzie ścieżka strzelała ku górze,
Znienagła mi się zjawiła u stoku
Zwinna Pantera o plamistej skórze.
Ta z mej osoby nie spuszczała wzroku
I tak męczyła w mojem wstępowaniu,
Że kilka razy chciałem wracać kroku.
Była to właśnie chwila na zaraniu:
Wschodziło słońce z onym gwiazd orszakiem,
Co z niem świeciły, gdy w pierwozadrganiu
Świata Pra-miłość wiecznym pchnęła szlakiem
Przepiękne twory; więc ta pora świeża
I wiosny bliskość były dla mnie znakiem,
Że przecież ujdę pstrokatego zwierza;
Ale tuż trwogę poczułem niemałą,
Gdy Lew przede mną wyrósł u pobrzeża.
Głowę podnosił i, jak mi się zdało,
Szedł prosto na mnie, taki wściekły z głodu,
Że przerażone powietrze truchlało.
Potem Wilczyca brzemienna od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
I w takie wreszcie strąciła rozpacze,
że dojścia szczytów zczezła mi otucha.
A jak z wygranej ucieszeni gracze,
Kiedy przeciwny za się wiatr powieje,
Bledną i wszystka myśl się w nich rozpłacze,
Tak ja od zwierza porywczości mdleję
I odpychany cofam się ze skały
W stronę przepaści, gdzie słońce niemieje. (...)
Alighieri D., Piekło (Pieśń 1 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.