Tak z mostu na most, gwarząc bez ustanku
O rzeczach, które w powieści pominę,
Szliśmy, aż doszli najwyższego ganku,
By stamtąd zajrzeć w następną szczelinę
Złych Dołów i jej marne poznać żale:
Spojrzę, w ciemnościach dziwnych okiem ginę.
Jako w weneckim zimą arsenale
Wre lepka smoła w kotłach na zaprawę
Okrętów, których uszkodziły fale;
Więc kiedy jeden nową stawia nawę,
Drugi rozbitej przez długie podróże
Pakułą boki zatyka dziurawe;
Więc jeden reje, drugi sztaby, trzeci struże
Wiosła, a czwarty zasię kręci liny;
Ów żagle łata i małe, i duże.
Tak mocą bożą, bez ognia przyczyny
W padolnym żłobie smoła wrzała zgęsła
I ośliniała całą głąb kotliny.
Widziałem jeno tyle, że się trzęsła
W bańkach powierzchnia bulgocąca wrzątku:
To się wzdymała w kożuch, to znów klęsła. (…)
(…) gdym tak patrząc, czekał zdarzeń wątku,
Wódz mój zawołał nagle: »Wara! wara!«
I ściągnął z miejsca, gdziem stanął z początku.
Więc się zwróciłem jak człek, co się stara
Wytrwać i poznać strach, który go pędzi,
A choć w nim bojaźń odwagę rozpara,
Ucieka wprawdzie, ale kroków szczędzi;
Ujrzałem postać czarnego straszydła,
Biegnącą mimo po skalnej krawędzi.
Aj, jaka mara to była obrzydła!
Jak mi się wydał czart w swem iściu srogi
Na lekkiej nodze, roztoczywszy skrzydła!
Z bark, co prężyły pyszne ostre rogi,
Zwisał mu grzesznik na wznak wywrócony (…)
Alighieri D., Piekło (Pieśń 21 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.