Zeszliśmy zatem, aż gdzie przełęcz zdarta
Na ósmej ściany opada się zrębie;
Przede mną otchłań zionęła otwarta,
Gdzie obaczyłem w przeokropnym kłębie
Węże przeróżnych kształtów i natury;
Myśląc, dziś jeszcze krew mą w żyłach ziębię. (…)
Takich złośliwych, z tak różnymi jady
Etyjopijskie nie znają obszary,
Ani czerwono-morskie ich sąsiady.
Pomiędzy wstrętne i dzikie poczwary
Tam i sam biegał nagi, zastrachany
Tłum, spragnion skałki-niewidka lub szpary.
Na rękach w tyle miał z wężów kajdany:
Powyprężawszy głowy i ogony,
Tworzyły węzeł z przodu zadzierzgany.
Owoż w jednego, co stał z naszej strony,
Nagle wpił się wąż i kłem go uszczypał
Tam, kędy szyja wiąże się z ramiony.
Pewnie mniej szybko z łuku padnie wypał,
Niż ten zapłonął, zgorzał i z pożogi
Prochem się marnym po ziemi rozsypał.
A kiedy leżał taki proch ubogi,
Nagle się zgarnie, pospaja, podniesie
I w dawnym kształcie powstaje na nogi. (…)
Alighieri D., Piekło (Pieśń 24 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.