Gdyśmy stanęli na ostatnim zrębie
Złych Dołów, ujrzę jaru długą szyję,
A w niej tłum zbity w przeokropnym kłębie.
Lamentów zawierucha ku mnie bije,
W litość okutych jak groty ze stali;
Przed nimi uszy rękoma zakryję.
Gdybyście wszystkich nędzarzy zebrali
I umieścili w jednej dołu cieśni,
Co śród maremskich, sardyńskich szpitali
I waldichiańskich od lipców do wrześni
Leżą, smród taki buchnąłby z natłoku
Ciał gnuśniejących w zgniliźnie i pleśni. (...)
W otchłani, kędy bożego rachunku
Wypłacicielka, Sprawiedliwość święta
Fałszerzy strąca i żga bez ratunku. (...)
Jeden drugiemu to leży na brzuchu,
To znów na plecach: inny się mozoli
Na raczkach pełznąć po ziemi zaduchu.
Milczący kroczym przez środek, powoli
Wzrokiem i słuchem rozbierając kupy
Ciał, którym boleść powstać nie pozwoli.
Alighieri D., Piekło (Pieśń 29 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.