Tak gdy spojrzeniem wiercę gęstwę czarną,
W miarę jak kroczym do studziennej dziury,
Złudzenie pierzcha, a strachy się garną.
Jako wieńczące Montereggion mury
Wokół u szczytów basztami się stroją,
Tak w cembrowiny wnętrzu, w pół postury
Na wzór wież kołem wielkoludy stoją;
Ich to dziś jeszcze, kiedy huczy burza,
Gniewem Jowisza gromy niepokoją.
Już mi się jedna, druga twarz wynurza;
Spostrzegam barki, piersi, wypuklinę
Brzucha, po bokach zwieszone ramiona. (...)
Jako piotrowa szyszka, tej wielkości
Była ogromna głowa wielkoluda;
W równym stosunku do niej inne kości.
Brzeg, co mu służył przepaską na uda,
Osłaniał cały wierzch strasznej poczwary;
Trzem Fryzom czuba sięgnąć się nie uda,
Choć staną jeden drugiemu na bary;
Od miejsca szyi, gdzie płaszcz zapinamy,
Trzydzieści piędzi liczył naszej miary. (...)
Alighieri D., Piekło (Pieśń 31 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.