Potem wzrok zdejmę z niebieskich wezgłowi
I patrzę w stronę, kędy Niedźwiedzica
Zaszła, już memu niewidna wzrokowi.
Samotny starzec tam stał; jego lica
Dostojną były kraszone zasługą;
Cześć dlań poczułem, jak syn dla rodzica.
Brodę sędziwą miał i bardzo długą,
Tej samej barwy co włosów pierścienie,
Która spływała w dół podwójną smugą.
Owego czworga gwiazd święte promienie
W twarz blaskiem takiej biły mu urody,
Że jaśniał niby słoneczne zjawienie.
»Kto wy jesteście, co ślepej skroś wody
Przed niespożytą uszliście męczarnią?«
Rzekł, wiejąc pierzem swej czcigodnej brody.
»Kto wyprowadził was? kto był latarnią
Rozchylającą bezdenne pomroki,
Któremi piekieł doliny się czarnią?
Czy to otchłanne skruszono wyroki,
Lub z Nieba wolność potępieńcom dano
Na moich pieczar wdzierać się opoki?«
Tedy Wódz żywo ujął mą poddaną
Dłoń, zaczem mową i ręką, i ruchy
Brew mi ukorzył moją i kolano. (...)
Alighieri D., Czyściec (Pieśń 1 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.