Gdy sześć tysięcy mil od nas godzina
Szósta najwyższą gorącością zionie,
A ziemia cień swój do poziomu zgina;
Zaś u nas niebo w swej najgłębszej stronie
Czyni się takie, że w niem gwiazda srebrna
Bledszem i coraz bledszem światłem płonie,
Stąpi-li słońca przejasna służebna
Jeszcze krok dalej, to idąc, wypruwa
Do ostatniego gwiezdnych iskier stebna.
Tak ów korowód, gdy ciągle przefruwa
Dokoła punktu, co mię spiorunował,
A zda się wsnutym w to co sam osnuwa,
Bladł jak te gwiazdy u niebieskich pował;
Więc miłość i gwiazd zdziałało zniknięcie,
Żem ku mej pani znów oczy kierował. (…)
Bardziej się czuję od jej majestatu
Przybity, niźli w którąkolwiek porę
Komik lub tragik od swego tematu.
Jako się słońca lęka oko chore,
Tak ja uśmiechu jej rażon postrzałem
Tu z wyobraźnią własną rozbrat biorę.
Od dnia pierwszego, gdy jej twarz ujrzałem
Na naszym świecie, do tych chwil zachwytu
Sławić ją nigdy się nie zawahałem. (…)
Alighieri D., Raj (Pieśń 30 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.