Od wyżyn nieba, które piorun drąży,
Aż po najgłębsze dno morskiego łona
Krótszą zapewne drogą promień dąży,
Niźli ode mnie teraz była ona;
Lecz mimo przestrzeń tę, postać mej pani
Była mi widna, niczem niezmącona.
»O święta moich porywów przystani!
Aby mię zbawić, ponosiłaś trudy;
Pozostawiłaś swe ślady w Otchłani.
Jeśli mi dano dziwami i cudy
Wzrok cieszyć, mocy twej i uprzejmości
Zawdzięczam łaskę tę dzisiaj i przódy.
Przez cię z niewoli wszedłem do wolności,
Stąpając wiernie po każdej ścieżynie,
Która pod duszy swobodę się mości.
Wspieraj mię czuła, teraz i w godzinie,
Gdy dusza moja od cię wziąwszy leki
Z ciała się mego ku tobie wywinie«.
Tak się modliłem; a ona z dalekiej
Strony uśmiechnie się i znów do zdroju
Twarz swą obraca, płynącego w wieki.
A starzec do mnie: »Byś po długim znoju
Z łaski mych uczuć oraz jej pacierzy
Ostatecznego ujrzał cel pokoju,
Niech wzrok po stopniach tego sadu zbieży,
Bo tak hartowny w najjaskrawszym żarze
Łacniej z promieniem boskim się sprzymierzy.
Królowa niebios, której niosłem w darze
Serce, pozwoli; łaska jej obfita.
Wiedz, Bernard jestem, który z tobą gwarzę«.
Jako gromadka pielgrzymów, gdy wita
Twarz wierzytelną Chrysta w Weronice
I w wizerunek, patrzenia niesyta
Pogląda, pasąc nim chciwe źrenice:
O Panie Jezu, o Boże prawdziwy,
Tak wyglądało Twoje święte lice?...
Taki ja byłem, patrząc w płomień żywy
Miłości męża, co przez zapatrzenie
Na świecie mirem rajskim był szczęśliwy. (…)
Alighieri D., Raj (Pieśń 31 – fragm.), w: Boska komedia, tłum. E. Porębowicz, Warszawa 1909.