Matka pisarza jeszcze przed ślubem chorowała na gruźlicę i miewała częste krwotoki. Mimo to Józefa zajmowała się początkową edukacją syna. Ona rozbudziła w nim zainteresowanie poezją i książkami, to ona w końcu rozpoczęła starania o przyjęcie go do kieleckiego gimnazjum. W 1874 roku wraz z synem udała się do Kielc, gdzie Stefan spędził kolejne 12 lat życia. W Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego znajduje się, napisane po rosyjsku i opatrzone podpisem matki pisarza, podanie o przyjęcie go do Męskiego Gimnazjum Rządowego.
Po latach Żeromski w liście do narzeczonej Oktawii wspominał słodkie chwile spędzone z ukochaną rodzicielką – „byłem w pierwszej klasie i jechałem na święta »zielone« do domu na dwa dni – z matką. Była już wtedy chora bardzo, ale przyjechała po mnie (…) Czuję na karku rękę matki, tę zawsze pieszczotliwą i aż nadmiernie czujną – i głos: Czapka ci spadnie studencie… Głos nieco dumny, że jestem już rzeczywiście uczniem w mundurze – i taki słodki, taki słodki…”. Scenę tę pisarz umieścił później w Syzyfowych pracach. Matce poświęcił pisarz przejmujący opis wizyty Olesia Daszkowskiego u umierającej matki (Ludzie bezdomni) oraz na niej wzorował obraz Barykowej z Przedwiośnia. Matki w jego twórczości to kobiety niezwykle opiekuńcze, skłonne do wielu poświęceń, delikatne, dotknięte nieuleczalną chorobą.
Józefa Żeromska zmarła 15 sierpnia 1879 roku, gdy Stefan miał 15 lat. Wraz z mężem, zmarłym cztery lata później, zostali pochowani na cmentarzu w Leszczynach.
W blisko trzy lata po jej śmierci Stefan opisywał na wstępie do pierwszego zeszytu swego Dziennika to najstraszniejsze przeżycie swojego dzieciństwa – „Och! bolesne, bolesne wspominania pozostały na całe życie z tych dwu miesięcy (…) Wakacje zbliżały się do końca i przyszedł dzień 15 sierpnia, dzień tak przeze mnie lubiany, dzień prawdziwie szczęśliwy zawsze dla mnie i dzień dziś dla mnie najsmutniejsze chowający w sobie wspomnienia… Matka umarła!... Święty cień jej znikł tak cicho i spokojnie, jakby śmierć była dla niego nagrodą za cierpienia tu wycierpiane. Cicho pojednana z Bogiem zasnęła bez bólu, bez skargi, jakby szczęśliwa, że duch jej z dotkliwie gniotącego ciała uleciał do celu swojego…”.